Opowieść z dreszczykiem.

Wspomniałam w jednym z wpisów, że jeszcze raz D spróbował skomplikować mi życie. Tę historię potraktujcie z przymrużeniem oka, bo właściwie nikt do końca nie wie co tak na prawdę się wydarzyło.
Kiedy w sierpniu przyjęłam oświadczyny Michała, czułam jak bym narodziła się na nowo a moje życie przybrało  jaśniejszej barwy. Pierścionek na palcu zwiastował szczęście, czułaś się kochana i potrzebna. Planowaliśmy ślub.
Pewnej nocy, było jakoś koło drugiej obudził nas straszny huk. Jakby coś runęło z sufitu na dywan. Włączyłam światło, żeby sprawdzić co się stało. Na dywanie nie było niczego co mogłoby spowodować taki hałas. Poczuliśmy się dziwnie tym bardziej, że oboje słyszeliśmy to samo. Zostawiłam włączoną lampkę i położyliśmy się spać.
Nie minęło nawet piętnaście minut jak nagle poderwałam się z łóżka, poczułam jakby ciężka pięść runęła na głowę Michała. On spocony z sercem które biło jak po maratonie siedział obok mnie.
Zapytał „czułaś to ? czyjaś ręka spadała na moją głowę…” Czułam i byłam przerażona. 
Do rana nie zmrużyliśmy oka, próbowałam żartować że to może D nie do końca pogodził się ze śmiercią i nie może znieść mojego szczęścia, ale w głębi duszy czułam że to może być prawda.
Do ślubu był już spokój, a rok później kiedy zmieniliśmy mieszkanie wydawało mi się jakby jakiś dodatkowy ciężar spadł z moich pleców.
Jakiś czas temu okazało się, że na naszym dawnym mieszkaniu mieszka koleżanka z pracy mojego męża. Opowiadała mu, że jej pies czasem szczeka bez powodu i patrzy się tylko w jeden punkt, a jej samej wydaje się, że ma w pokoju gościa który emanuje złością. Taką wielką że można ją wyczuć w powietrzu.
Mąż zaproponował jej księdza i poświęcenie mieszkania.
Nie wiem kto razem z nią „mieszka” i nigdy już się nie dowiem, być może wydaje jej się że ktoś jest w domu a może rzeczywiście ma dzikiego lokatora.

Dodaj komentarz

Zaprojektuj witrynę taką jak ta za pomocą WordPress.com
Rozpocznij