Epilog

Moja historia dobiega końca. Niektóre z wydarzeń nadal kładą się cieniem na moje teraźniejsze życie, jednak podzielenie się z Wami piekłem przez które przeszłam było dla mnie jak terapia, było też powrotem do dawnych lat, lat ciągłego upokorzenia, w kółko popełnianych błędów lat smutku i strachu. Dziś właściwie krótka historia o tym jak D odwiedził nad w Anglii, jednak zanim zacznę muszę Wam coś wyjaśnić. Przez te wszystkie lata nigdy nie powiedziałam na D złego słowa przy dzieciach. Starałam się je chronić ale też nie pozwoliłam sobie na jakieś żale przed chłopcami. W ich oczach D na pewno nie był super ojcem ale sama im tego nie mówiłam. D chyba miał chorobę dwubiegunową, kiedy rozmawiał ze mną przez telefon bądź pisał maila bym miły po czym w przeciągu kilku sekund zmieniał się w potwora. Tak samo zachowywał się w stosunku do swoich synów. Na kilka miesięcy przed wakacjami przyszedł mail w którym to D poprosił o to żeby chłopcy odwiedzili go w Polsce. Ponieważ nie miał odebranych praw rodzicielskich to nie mogłam mu zabronić spotkania z synami. Zapytałam więc chłopców czy chcą jechać do ojca.

Chcieli.

D odebrał ich z lotniska i w sumie od następnego dnia dzieci przeżywały gehennę.

Straszy syn płakał i pisał mi smsy że chce do domu. D straszył że zabierze im paszporty i nigdzie nie pojadą. Jedna wielka tragedia.

Dzieci wróciły a D na lotnisku przywitał mnie i Michała jak najlepszych przyjaciół. Jakby w jednej chwili o wszystkim zapomniał.

Minęło kilka miesięcy, aż któregoś dnia D przysłał SMS że będzie w mojej miejscowości i chciałby zobaczyć się z dziećmi. Do domu na szczęście do mojego domu nie chciał przyjechać wolał spotkanie w plenerze. Młodszy syn jechać nie chciał w ogóle starszy pojechał, jednak nawet na chwilę nie wysiadł z auta. D pytał mnie dlaczego, zapytałam tylko czy na prawdę nie wie. Po powrocie do domu dostałam smsa, treść oczywiście była dość wulgarna, chodziło tylko o to że on nie wie dlaczego syn się tak zachowuje i to pewnie moja wina. Nic nie odpisałam. Nastała cisza i spokój. W maju przyszedł SMS że D zmarł tu w Anglii.

I chociaż to źle co powiem to chociaż raz postąpił jak powinien w stosunku do mnie.

Dzieci zareagowały chłodno na tą wiadomość, jak bym im oznajmiła że jutro będzie deszcz. Miały tylko pretensje do gadziny że nie poinformowała kiedy będzie pogrzeb. Ja odetchnęłam z ulgą i w końcu mogłam żyć pełnią życia.

W sierpniu oświadczył mi się Michał, na kolanach z pięknymi różami i złotym pierścionkiem a ja płakałam ze szczęścia. 

 

 

D chyba raz dał nam znać z zaświatów że mu się nie podobają nasze plany na życie, ale to już krótka historia na następną niedzielę. 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Zaprojektuj witrynę taką jak ta za pomocą WordPress.com
Rozpocznij