Kiedy w listopadzie dowiedziałam się, że D będzie miał dziecko z inną kobietą nie mogłam w to uwierzyć, pomimo tego wszystkiego co mi zrobił kobieca duma gdzieś tam w środku mnie mówiła, że to niemożliwe. No ale ubrania na śmietnik mu wyniosłam, uprzednio informując go o tym że ma jakieś 15 minut na wyprowadzkę. Bezdomni mieli używanie. Pamiętam, pierwszy raz w życiu nie bałam się go, pierwszy raz postawiłam na swoim i pierwszy raz nie myślałam o tym, że sobie nie poradzę bez jego pieniędzy. Złościł się, wyzywał mówił, że nie będzie miał gdzie mieszkać a ja byłam głucha. Młodszy syn leżał w łóżeczku miał wtedy jakieś 8 miesięcy starszy poszedł z dziadkiem na spacer. D się wyprowadził a ja odetchnęłam. Kiedy moje skołatane nerwy już troszkę doszły do siebie, przyszły obawy co teraz będzie. Wiedziałam jedno, on już więcej ze mną mieszkać nie będzie. Oczywiście ojciec i babcia byli w szoku pamiętam nawet, że babcia stwierdziła, że trzeba wybaczać. Była wspaniałym człowiekiem niestety pewne sprawy pojmowała po swojemu, a z czasem życie codzienne mieszało jej się z serialami które oglądała w telewizji. D jak już zrozumiał, że powrotu nie ma, to oczywiście zaczął straszyć. Pieniędzy mi nie da, a nawet jak go o alimenty pozwę to za dużo nie dostanę etc. Przez pierwsze tygodnie przywoził nam zakupy, no ale to nie bardzo mi pasowało bo nadal w dużym stopniu byłam uzależniona od niego. Sprawa rozwiązała się sama, na wysokości zadania stanął jego ojciec, człowiek ekscentryczny, żyjący w swoim świecie, artysta malarz. Powiedział, że finansowo on będzie nas wspierał. I rzeczywiście to robił. D oczywiście o tym nie wiedział i był święcie przekonany, że bez jego pomocy stoczę się na samo dno. No ale wiecie, że jak już coś zaczyna się układać to po cichu skrada się jakieś nieszczęście, w moim przypadku było to podejrzenie zapalenia opon mózgowych. Rano bolała mnie głowa, później doszły inne objawy. Wylądowałam w szpitalu, tam punkcja i na oddział zakaźny. Na szczęście zapalenie okazało się „tylko” paskudną anginą. Na oddziale jednak musiałam kilka dni zostać. Dziećmi zajęli się babcia i ojciec.
Byłam zszokowana kiedy w drzwiach mojej izolatki stanął D. pomyślałam sobie, że może jakieś ludzkie odruchy do niego wróciły, może jednak troszkę się przejmuje moim zdrowiem, no ale nie w sumie nawet mnie nie zaskoczył za bardzo swoim zachowaniem. Podszedł do łóżka, wyciągnął jakiś pomięty kawałek gazety i pokazuje mi zdjęcie noworodka. O zobacz córka mi się urodziła… pod zdjęciem było napisane imię dziewczynki i pierwsza literka nazwiska. Wszystko się zgadzało. Pogratulowałam mu i powiedziałam, że lepiej by było jak by sobie już poszedł. Czułam pustkę, nie płakałam, nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Nie było mi przykro, ani smutno. Chyba w tym momencie jakiś rozdział mojego życia się zamkną. Przynajmniej wtedy tak mi się wydawało.
Wyszłam ze szpitala i jakoś to moje życie się toczyło. Nie było źle, powoli zaczynałam oddychać pełną piersią. Niestety czasem D przypominał sobie o tym, że jeszcze jestem jego żoną i to daje mu prawo do odwiedzin o różnych porach dnia i nocy. Pisałam już o tym, że dla niego drzwi naszego domu były otwarte i to nie za moim pozwoleniem. W grudniu rok po jego wyprowadzce odbyła się sprawa rozwodowa, nie miał za wiele do powiedzenia bo sędzina nie specjalnie przychylnym okiem spoglądała na łysego faceta który ma problem z wysławianiem się bez wulgaryzmów.
Jakoś poszło. A pewnego dnia D wszedł do mnie do domu ze swoją córką, postawił mi to dziecko w korytarzu i wyszedł…
Później napisał smsa, że nie ma co z nią zrobić a ja mogę się dzieckiem zająć.
Przez chwilę nie wiedziałam co mam zrobić. Targały mną różne uczucia, przecież to dziecko to owoc zdrady D ale z drugiej strony ta mała nic nie rozumiała. Rozebrałam ją i wzięłam do pokoju, nie nienawidziłam tego dziecka ale też nie chciałam się nią zajmować. A to dziecko… podchodziło do mnie, dotykało małymi rączkami po twarzy i próbowało całować. Nic nierozumiejąca istota której nie miałam serca odepchnąć od siebie.
Taki numer odwalił mi D jeszcze kilka razy i wiecie że najbardziej przykre było dla mnie to, że tym dzieckiem najbardziej zachwycał się mój ojciec. O jaka piękna dziewczynka, o jaka śliczna… a ja go w tym momencie chciałam trzasnąć czymś ciężkim żeby się opamiętał. Kiedy D. ponownie chciał mi zostawić „podrzutka” zagroziłam że albo zgłoszę na policję porzucenie dziecka albo zawiozę ją na izbę dziecka i powiem że sama błąkała się po ulicy. Chyba mi uwierzył bo małą zabrał i skończyła się moja praca darmowej opiekunki.
Kilka dni temu rozmawiałam z moim ojcem przez telefon w pewnym momencie wypalił, a wiesz że córka D chodzi do liceum gdzie ja pracowałem ? Ojciec był tam konserwatorem. Powiedziałam, że nie wiem że nie interesuje mnie to dziecko. A ojciec dalej muszę ją kiedyś zobaczyć ona się nazywa […]. Tato zrozum to dziecko w ogóle mnie nie obchodzi.
Nie zrozumiał.