Macierzyństwo.

Kojarzycie te reklamy chusteczek, pieluch i innych rzeczy dla dzieci, piękne uśmiechnięte mamusie czekające na narodziny dziecka z ich Twarzy bije radość.

Ja pomimo młodego wieku też bardzo cieszyłam się że będę mieć dziecko. I chociaż sporą część ciąży spędziłam na oddziale patologii ciąży to i na mojej twarzy widać było radość.

Mieszkałam z D u teściowej, a ona dawała nieźle popalić i to prawie codziennie, wyobraźcie sobie że w ciągu dnia  w dobrym humorze kładła się na drzemkę, a jak się budziła to wstępowała w nią furia, no i myślę że miała we mnie osobę nad którą można było się pastwić do woli.

Przyszedł czas rozwiązania, syna urodziłam bez problemu. Ale niestety sama dostałam jakiejś infekcji nerek i mój czas pobytu w szpitalu troszkę się przedłużył. Teściowa  chyba rada temu była bo wpadła sama w wir zakupów noworodkowych no może nie sama ale z synkiem. Kupili wózek, koce, pieluchy tetrowe, pamiętam jak dziś 50 sztuk, no i sporo ubrań. Kiedy wróciłam do domu, radość prysła jak bańka mydlana. Wózek jeszcze ok, ale koce – różowe dla chłopca, teściowa bardzo dobrze wiedziała, że nie znoszę różu, sama nic w tym kolorze nigdy nie nosiłam i tym bardziej syna w takie kolory bym nie ubrała. A różu poza kocami było sporo. Przykro mi było, że to nie ja zrobiłam wyprawkę dla mojego pierwszego dziecka, że nie miałam szansy na wybranie wózka czy też innych rzeczy.

No i się zaczęło…

Jeszcze tego samego dnia, nie dane było mi odpocząć. W zlewie czekała góra naczyń które musiałam pozmywać, w między czasie pod czujnym okiem G (teściowej) zajmowałam się synem. Ale wszystko było nie tak, źle go trzymam, źle przystawiam do piersi, pieluchy tylko tetrowe, on się nie najada, dlaczego on płacze, a czy wiem jak dziecku uszy czyścić, oczy przecierać, tyłek wycierać ? No nie wiem do końca a to moje pierwsze dziecko, ale zamiast pomocy była złość i szyderstwa. Pomiędzy zajmowaniem się dzieckiem, musiałam jeszcze gotować obiad i sprzątać, no i nie wytrzymałam. Kilka dni później wieczorem, kiedy mały bardzo płakał a ja przykładałam go do moich obolałych piersi Gadzina wlazła do pokoju i zaczęła następny wywód o tym jak się nie nadaję na matkę i jak wszystko robię źle i nawet pokarm mam gówniany. Przyszło załamanie… spojrzałam na moje ręce, pozdzierane palce do krwi od ręcznie pranych a właściwie szorowanych pieluch, na płaczące dziecko przez które mam tyle problemów, niestety tak pomyślałam w tym momencie o dziecku, na furiatkę która zamiast pomóc to cały czas ma o coś pretensję, oczy zaszły mi łzami, nie miałam siły. Odłożyłam syna do łóżeczka i wyszłam z domu. Nie chciałam tam wracać, nie myślałam o dziecku które tam zostało, w tym momencie czułam tylko rozpacz. Krążyłam po mieście, nawet nie wiem jak długo aż dotarłam do swojego rodzinnego domu. Przejęli mnie w kuchni, trochę jak obcą osobę i jasno dali do zrozumienia że nie ma tam dla mnie miejsca, że mój pokój zajął kuzyn z żoną i dzieckiem. Przyszedł D, namawiał na powrót do „domu”, mówił że syn za mną tęskni, że płacze. To chyba sprawiło że wróciłam. Jednak nie po to żeby cieszyć się macierzyństwem, a po to żeby usłyszeć że jeśli chcę syna porzucić to mam podpisać odpowiednie papiery i mogę iść sobie gdzie chcę. Powiedziałam tylko po cichu, że nic nie podpiszę.
Ponieważ nie miałam nic do powiedzenia odnośnie własnego dziecka to od tego wieczora syn był już na mleku modyfikowanym a ja miałam wyrzuty sumienia że nawet mój pokarm jest nieodpowiedni dla niego. Wcale nie było lepiej ale zaciskałam zęby i jakoś żyłam. Palce nadal miałam pozdzierane do krwi od prania pieluch,  do godziny 15 starałam się zrobić wszystko w domu na błysk, o 15 wracała Gadzina i reszta dnia zależała od jej humoru. Najgorsze były weekendy, bo wtedy wszyscy byli w domu.
Wytrzymałam trzy lata z nią w jednym domu, pewnie byłoby dłużej ale wpływ na to miały  wydarzenia które już opisywałam. D znalazł sobie pierwszą kochankę, a pokój w moim rodzinnym domu został zwolniony. Uciekłam, tym razem już z synkiem.    

Dodaj komentarz

Zaprojektuj witrynę taką jak ta za pomocą WordPress.com
Rozpocznij