Siekiera, motyka…

No właściwie to tylko sama siekiera, wbita w dach auta osoby która mi pomogła w czasie rozprawy o ograniczenie praw rodzicielskich. Tak się zaczęła zemsta mojego byłego małżonka. Ponieważ drogami oficjalnymi nic nie był w stanie już mi zaszkodzić, chciał zastraszyć mnie i moich najbliższych znanymi tylko sobie sposobami. Siekiera na początek była niczym wstęp do najgorszego koszmaru. Oczywiście nikt niczego nie widział i nie słyszał, więc nie można nikogo winić. Taka mała tajemnica poliszynela niby nic nie wiadomo ale i tak wszyscy wiedzą. Kilka dni później, będąc na spacerze z psem zauważyłam, że wokół parku jeździ auto, w sumie to nawet nie jeździ a toczy się, najpierw pomyślałam że komuś się nudzi ale kiedy zmieniłam miejsce spacerku to auto podążało za mną. Tego samego dnia wieczorem dostałam sms od byłego „wiem gdzie chodzisz i zawsze będę wiedział co robisz” zrobiło się niefajnie. Ponieważ moja babcia, osoba wiekowa dla której ślub kościelny jest nierozerwalny, a papierami rozwodowymi można sobie tyłek podetrzeć była zapatrzona w tego drania jak w obrazek to zawsze kiedy tylko zadzwonił do drzwi wejściowych go wpuszczała do domu. Oczywiście co było dalej już jej nie interesowało. A on wchodził do mnie do pokoju i dręczył. Zazwyczaj słownie, mówił że nigdy nie pozwoli na to żebym ułożyła sobie życie od nowa, że zawsze będzie wiedział z kim i gdzie się spotykam, a ja siedziałam cicho bo nie chciałam wszczynać awantury przy dzieciach. Więc tak sobie przyjeżdżał, czasem w środku nocy i zawsze ktoś go wpuścił. Czasem był chyba na jakiś środkach (handlował amfą etc.) i wtedy włączał mu się agresor, toczył pianę z ust a ja byłam przerażona. Był jeszcze mój ojciec, pewnie pomyślicie sobie, że powinien zareagować, pomóc córce ale niestety tak dobrze nie było. Ojciec był z tych co lubił „trzymać się” z takimi co mają jakieś dojścia, chody gdziekolwiek, na policji, w wojsku a nawet w pobliskiej melinie czy w burdelu. Był dumny że jego zięć, nie ważne że były to ten którego wszyscy znają. Także pan D sobie robił co chciał, wchodził do domu kiedy chciał, mówił rzeczy które bolały, aż pewnego dnia powiedziałam dość. Strach mnie paraliżował, ale najpierw babci dobitnie wytłumaczyłam, że to jest były mąż który się znęca nade mną i nie mam ochoty go oglądać, a ojcu powiedziałam że jak tak bardzo chcą się kumplować to niech go do siebie zaprasza a nie do mojego pokoju. Pokój zrobiłam na klucz. Były smsy, wyzwiska, zastraszanie. Bałam się bo wiedziałam do czego jest zdolny, ale też wysłałam smsa „jeśli nadal będziesz mnie dręczył pójdę gdzie trzeba i powiem o wszystkim co robisz i czym się zajmujesz” nastała cisza. Pewnej nocy otworzyłam oczy a ten wariat stał nade mną (na noc otwierałam drzwi, dzieci czasem potrzebowały iść do toalety), tak więc stał nade mną z…bukietem zdechłych róż, rzucił je na łóżko i powiedział „i tak cię kocham” i poszedł, no w większym osłupieniu to mnie dawno nikt nie zostawił. Rano wstając z łóżka zastanawiałam się czy mi się to przyśniło ? No ale dowodem nocnych odwiedzin były lekko wysuszone róże leżące koło łóżka. Dręczenie na jakiś czas ustało, dowiedziałam się, że znowu siedzi w areszcie. A ja powoli planowałam wyjazd do Anglii. Jednak przygody z panem D nie ustały.

Dodaj komentarz

Zaprojektuj witrynę taką jak ta za pomocą WordPress.com
Rozpocznij