Kiedy już myślałam, że udało mi się wyrwać ze szponów mojego byłego męża, przyszedł niespodziewany cios. Otwierając list polecony wiedziałam że nic dobrego z tego listu nie wyniknie. Treść była krótka, coś o ograniczeniu praw rodzicielskich. W drugiej części listu było o tym jaką złą i podłą matką jestem. Zagotowało się we mnie ale wiedziałam, że bez walki się nie poddam. Przy pomocy bliskiej osoby, bieglej w pisaniu „pism do sądu” śmiem napisać skomponowaliśmy odpowiedź na zarzuty która można nazwać bestsellerem. Punkt po punkcie rozwijaliśmy każdy zarzut, dodatkowo wbijając szpile tatusiowi moich synów. Ponieważ wiedziałam że moje zdrowie psychiczne pozwoli tylko na jedną walkę, musiałam być przygotowana na każdą ewentualność.
W między czasie do moich drzwi zapukał dzielnicowy a później pani kurator. Nieprawidłowości żadnych nie stwierdzili. Ja za to odwiedziłam laryngologa, pediatrę, przygotowałam też kartę ze szpitala z przebiegu badań i diagnozy jaką postawiono mojemu synowi. Byłam pewna, że to mi się przyda. Nadszedł dzień sądu. Każde ze stron miało świadków. Ja dwie najbliższe osoby z mojego otoczenia, on byłego boksera – damskiego zazwyczaj i jakiegoś elegancko ubranego Pana, który okazał się być lekarzem. Bokser odmówił składania zeznań. No i sprawa ruszyła. Wybaczcie mi proszę, że niektóre szczegóły mi umykają ale działo się to około czternastu lat temu. Moi świadkowie wypowiadali się o mnie w samych superlatywach przy okazji pogrążając mojego byłego męża, przytaczali wiele dowodów na to jak apodyktycznym i agresywnym jest człowiekiem. Mówili też o tym jak wiele razy obiecywał różne cuda chłopcom i nigdy nie dotrzymywał słowa. Później przyszła pora na lekarza. Pewnie gdyby wiedział z kim będzie dane mu się zmierzyć to też by odmówił składania zeznań. Nie pamiętam dokładnie co mówił na temat mojego syna, na pewno coś o chorobie zatok. Sąd zapytał czy mam jakieś pytania do Pana doktora. A jakże miałam i to nie jedno. Pierwsze pytanie brzmiało: czy powinno się leczyć zdrowe dzieci. Doktor powiedział że nie. Padło drugie pytanie DLACZEGO W TAKIM RAZIE LECZY PAN MOJEGO SYNA???, nie czekałam na odpowiedź, wyciągałam niezbite dowody na to że syn jest zdrowy, od laryngologa zaświadczenie że zatoki są zdrowe i nie potrzebuje leczenia farmakologicznego, prześwietlenia potwierdzające te słowa, następne zaświadczenia od pediatry o tym że dziecko zdrowe, za każdym razem wypowiadałam słowa – czy leczy się dziecko które leczenia nie wymaga, czy podaję się sterydy dziecku zdrowemu, aż na koniec zapytałam na ile wycenił Pan swoje kłamstwa. Tu sędzia mi przerwała, powiedziała że wystarczy już tych pytań ona widzi jak wszystko wygląda. Wyproszono nas z sali. Narada nie trwała nawet 15 min. Wyrok – zarzuty oddalone.
Po wyjściu z sądu, były podszedł do mnie i powiedział że to jeszcze nie koniec. Nie kłamał.