Mama

Mówi się, że to najpiękniejsze słowo na świecie, że w każdym języku brzmi podobnie, że mamę jaką by nie była trzeba kochać.
No i z ostatnim zdaniem się nie zgadzam. Z moją mamą bywało różnie. Najpierw jak się urodziłam to stwierdziła, że mnie nie urodziła tylko wyciągnęli mnie z jej brzucha, no tak dla niektórych cesarka to nie poród, a że byłam dzieckiem słabym to jeszcze prawie miesiąc w szpitalu musiałam zostać – sama. Po miesiącu odebrał mnie ze szpitala mój tata, mama czasu nie miała. W sumie na ten brak czasu do mnie to zawsze cierpiała. No a później rodzice się rozwiedli, przyczyną rozwodu oficjalnie była różnica charakterów, a mniej oficjalnie „koleżanka gorzałka” a ja zostałam przy ojcu. Mama, nie miała warunków na zaopiekowanie się mną, to też oczywiście wersja oficjalna. Pierwsze miesiące po rozwodzie jeszcze mnie odwiedzała, najbardziej pamiętam jak plotła mi warkocza. Później było co raz rzadziej. Poszłam do szkoły. Nawet nie wyobrażacie sobie jak okrutne są dzieci kiedy różnisz się od nich. Pamiętam jak mi dokuczały i wołały za mną że jestem sierotą bo nie mam mamy. Jak strasznie było mi smutno, nie potrafiłam zrozumieć ich zachowania. A moja mama, przypominała sobie o mnie od czasu do czasu. Pamiętam jak zaprosiła mnie do siebie, kupiła spódnicę w grochy. A pewniej nocy odwiedziła, nie wiem jakim cudem weszła do nas do mieszkania ale wiem że śmierdziała tanim winem. Pokazywała mi na palcach pierścionki złote, tłumaczyła że to będzie dla mnie. A ja nie chciałam pierścionków, chciałam mieć mamę, mamę z którą będę mogła porozmawiać, pożalić się która ze mną pójdzie kupić ubranie z którego inne dzieci nie będą się śmiały. Ojciec ją wyprosił a ja przez resztę nocy przeżywałam tę wizytę. Kilka lat później w myśl powiedzeniu „stara miłość nie rdzewieje” matka wprowadziła się do nas z powrotem. Prawdziwego powodu tej wprowadzki nie poznałam. Za to już wiedziałam, że to nie matka o której marzyłam. Alkoholiczka która w nałóg też wciąga mojego ojca. Ten był szczęśliwy bo miał kompana do bicia i picia. No a jeśli chodzi o samo bicie to pamiętam że był Sylwester no i chyba zaczęli brudy prać bo z tego prania brudów to ręce poszły w ruch i inne narzędzia a później pamiętam u nas karetkę i policję. Matka się wyprowadziła. Na wiele lat był spokój. Gdzieś tam w sercu nadal za nią tęskniłam a właściwie za obrazem matki idealnej. Urodziłam dzieci. Czasem dochodziły do mnie informacje o matce, co się z nią dzieje, ale miałam swoje problemy z którymi niestety musiałam radzić sobie sama. Był kwiecień parę dni przed Wielkanocą. Wybierałam się po zakupy. Możecie sobie tylko wyobrazić mój szok kiedy zobaczyłam na półpiętrze leżącą postać, śmierdzącą moczem i alkoholem. W pierwszym odruchu chciałam wziąć psa i pogonić pijaczkę ale coś mnie tknęło i podeszłam do leżącej postaci. Mama. Wróciłam do domu, płakałam z bezsilności i wstydu, zadzwoniłam na policję i zgłosiłam osobę zakłócającą porządek. Kiedy schodziłam po schodach, policjanci zabierali ją do radiowozu. A kiedy ją miałam spojrzała na mnie tępym wzrokiem i usłyszałam tylko zapytanie – Halinka ? Udałam że jej nie znam. To były smutne zakupy bo w głowie cały czas miałam wydarzenie sprzed kilku minut. Dwa lata później dowiedziałam się, że matka jest umierająca. W odruchu miłości do bliźnich poszłam do niej. W sercu mając nadzieję na ostatnią szczerą rozmowę, rachunek sumienia, właściwie sama nie wiem na co liczyłam. Może czekałam na słowa – wiesz byłam bardzo złą matką ale zawsze cię kochałam ? naprawdę nie wiem. Otworzyła mi drzwi i mnie nie poznała. Przez długą chwilę stałam w jej drzwiach i nie wiedziałam co mam powiedzieć. Matka która nie poznaje własnego dziecka. Słowo mama nie przeszło mi przez gardło. Powiedziałam – to ja twoja córka, nie poznajesz mnie ? rozpłakała się. Nie bardzo miałyśmy o czym rozmawiać, a rurka w jej krtani tego nie ułatwiała. Zapytałam tylko czy czegoś potrzebuje i zostawiła zdjęcia wnuków.
Ostatni raz odwiedziłam ją już w hospicjum, poszłam z synem żeby chociaż na żywo mogła poznać jednego wnuka. Prosiła mnie o rajstopy bo bardzo marzną jej nogi. Niestety nie zdążyłam z tymi rajstopami. Zmarła na drugi dzień.
W trumnie leżała obca osoba, starowinka w chustce na głowie. Sterana życiem. Podeszłam do trumny i chyba po raz pierwszy powiedziałam „mamusiu wybaczam ci”
Miała 50 lat.
Mama – takie piękne słowo, które powinno przywoływać na myśl najlepsze wspomnienia, ciepło i miłość.
Marzę żeby moim dzieciom kojarzyło się tylko z najlepszym.

Dodaj komentarz

Zaprojektuj witrynę taką jak ta za pomocą WordPress.com
Rozpocznij